Cóż można powiedzieć. Lektura mięsnych na joemonsterze nauczyła mnie jednej zasady: jeśli nie widziałeś czegoś na własne oczy, nie opowiadaj tego jako autentyk*.
Podobnie funkcjonuje legenda o rozpuszczonym, bezstresowo wychowywanym dziecku, jego niewzruszonej matce i reagującym współpasażerze. Wersji jest wiele, jedną z nich zdarzyło się opublikować (niestety, jako autentyk) Joannie Chmielewskiej w swojej autobiografii:
Autobiografia - strona z anegdotą |
Fotografia nie jest najlepiej zrobiona, ale treść anegdoty daje się przeczytać. Wszystko przez to, że książka miała miękką klejoną oprawę i trudno było wyprostować stronę. Dodatkowo książka była pożyczona, więc nie chciałem jej przy tym uszkodzić.
Pani Joanny czepiać się jednak nie będę, bo wydarzyło się to w czasach preinternetowych, kiedy sprawdzenie, że jest to miejska legenda, nie było tak łatwe jak dzisiaj.
Autobiografia - strona tytułowa z rokiem wydania |
Powyższą fotkę zrobiłem tylko i wyłącznie w celu uwiecznienia roku wydania. Dowodzi ona jednoznacznie, że anegdota funkcjonowała już przed rokiem 1994. Niektórzy twierdzą, że słyszeli ją w latach 80., a nawet 70.
*) Na początku lat 90., a był to czas wymiany kasowników z dziurkujących na drukujące, usłyszałem "autentyczną" opowieść o babci, która nie wiedziała, jak skorzystać z nowego kasownika. Mój dowcipny kolega miał jej powiedzieć, że trzeba włożyć bilet i powiedzieć, dokąd się jedzie, co oczywiście babcia zrobiła. Ha, ha, kupa śmiechu. Niestety, historię tę zdarzyło mi się powtórzyć parę razy jako autentyk, jest mi wstyd z tego powodu, wspomnienie tego występku wciąż mnie prześladuje, choć staram się je wyprzeć :-) Po latach dowiedziałem się z joemonstera, że owa kobiecina przemierzyła kraj wzdłuż i wszerz, pojawiając się we wszystkich możliwych środkach komunikacji publicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz