środa, 23 stycznia 2013

Prognozy Tauronu są z dupy wzięte (ciąg dalszy)

Ciąg dalszy historii z Tauronem - skończyło się na tym, że sam wyliczyłem sobie miesięczne opłaty i zrobiłem pierwszy przelew.

Miesiąc później dostałem wezwanie do zapłaty. Otóż wg Tauronu miałem do zapłacenia 700 PLN, przelałem tylko 330, więc mam natychmiast dopłacić brakujące 370 PLN. Mało tego, Tauron w wezwaniu zaczął mnie straszyć wypowiedzeniem umowy, odłączeniem prądu, sądem i wpisem do KRD - jeśli nie zapłacę w terminie 14 dni od otrzymania wezwania. Jako podstawę prawną wskazali  art. 6 ust. 3a ustawy "Prawo energetyczne", a odłączenie miało być dokonane niezwłocznie po upływie wskazanego powyżej dodatkowego terminu zapłaty.

Liczyłem na to, że rozłożę sobie spłatę zadłużenia, Tauron naliczy mi odsetki, ja je oczywiście zapłacę i na tym sprawa się skończy. A tu proszę, groźby wypowiedzenia umowy, wpisu do KRD itp. Z jednej strony nie miałem zamiaru ryzykować odłączenia (nie wiem, czy faktycznie by to tak szybko zrobili, wolałem nie sprawdzać), a z drugiej zirytowało mnie to straszenie.

Przede wszystkim, termin "14 dni od otrzymania wezwania" mógł sobie Tauron wsadzić tam, skąd wyciąga swoje prognozy. Wezwanie przyszło zwykłym listem, więc nie było możliwości ustalenia, kiedy i czy w ogóle je dostałem. Trzeba było się szarpnąć na polecony ze zwrotnym potwierdzeniem odbioru.

Kolejna rzecz - podstawa prawna. Przywołany art. 6 ust. 3a mówi:
3a. Przedsiębiorstwa energetyczne, o których mowa w ust. 1, mogą wstrzymać dostarczanie paliw gazowych, energii elektrycznej lub ciepła w przypadku, gdy odbiorca zwleka z zapłatą za pobrane paliwo gazowe, energię elektryczną lub ciepło albo świadczone usługi co najmniej miesiąc po upływie terminu płatności, pomimo uprzedniego powiadomienia na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy i wyznaczenia dodatkowego, dwutygodniowego terminu do zapłaty zaległych i bieżących należności.
Wezwanie dostałem tydzień po terminie płatności, czyli odłączyć mnie mogliby najwcześniej za 3 tygodnie, a nie "niezwłocznie" po upływie 14 dni. Ale faktycznie mogliby.

Zgłosić dłużnika do KRD mogliby dopiero, gdy zadłużenie wynosi co najmniej 200 PLN (jestem tu konsumentem), świadczenie jest wymagane od co najmniej 60 dni i upłynął co najmniej miesiąc od wezwania do zapłaty. Zatem miałem jeszcze 7 tygodni.

W tym momencie nie miałem już kompletnie ochoty płacić zgodnie z ich blankietami, ale dla bezpieczeństwa musiałem swój harmonogram zmodyfikować. Brakujące 370 PLN wraz z odsetkami ustawowymi (czyli nieco więcej, niż wcześniej zaplanowane 330 PLN) wysłałem kolejnym przelewem - było to przed terminem płatności następnego blankietu, więc w ten sposób na chwilę wychodziłem na zero. Pozostałą kwotę podzieliłem na 4 miesiące, wyszło po ok. 320 PLN i ustawiłem daty przelewów przed terminami kolejnych płatności. Czyli co miesiąc likwidowałem zadłużenie (nawet trochę na plus wychodziłem, bo te 320 to było więcej, niż wymagane kolejne wpłaty), po czym mijał termin następnego blankietu, przez trzy tygodnie byłem zadłużony, po czym znowu wychodził przelew i znów na kilka dni wychodziłem na plus. I tak co miesiąc, aż do następnego rozliczenia liczników. Ostatnim przelewem wyszedłem na zero.

Rezultat był łatwy do przewidzenia. Po miesiącu dostałem kolejne wezwanie do zapłaty, ale już tylko na 200 PLN, a jeszcze miesiąc później kolejne z kwotą 130 PLN. Potem przestały przychodzić - pewnie dlatego, że zadłużenie nie przekraczało 100 PLN.

Całe to kombinowanie kosztowało mnie prawie 7 PLN odsetek ustawowych i jakąś godzinę spędzoną z kalkulatorem, a skończyło się wraz z rozliczeniem rzeczywistego zużycia. Prognoza była na 2300 kWh, zużyłem 1900 kWh, należało mi się 230 PLN do zwrotu. Jednak mimo tej nadpłaty, odsetki i tak musiałem zapłacić. Ale tych 700 PLN jednorazowo nie zapłaciłem, a o to właśnie chodziło.

Wniosek z tej całej historii wyciągnąłem jeden: prognozy Tauronu są z dupy wzięte i trzeba uważać na drastycznie niedoszacowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz